Szczerze? Po godzinach spędzonych nad skórami i dodatkami na targach w Berlinie i Paryżu nie myślałam, że jest jeszcze coś, co może przyciągnąć moją uwagę i co będę mogła wykorzystać tworząc jesienno-zimową kolekcję. Wydawało mi się, że wszystkie skóry już wypodziwiałam, akcesoria podobierałam i z lekką irytacją wybierałam się do Mediolanu. Traciłam cenny czas na kolejną gonitwę między stoiskami zamiast wcielać w życie nowe pomysły. Ale bilety na samolot kupione już w listopadzie, hotel zarezerwowany cóż, trzeba jechać…

Mediolan przywitał nas pięknym słońcem chyba tylko po to, aby uzmysłowić nam, jak pięknie wyglądają majaczące w oddali ośnieżone Alpy, ile uroku ma skąpana w promieniach słonecznych odnowiona Katedra na Duomo i jak nowego wymiaru nabiera Galeria Vittorio Emanuele II, gdy to słońce próbuje się przedrzeć przez jej niezwykły przeszklony dach. A potem nie wiadomo skąd napłynęły kłębiaste, szare, deszczowe chmury i w mieście, które zawsze o tej porze roku przypominało mi czyste wiosenne barwy blue (niebo), yellow (forsycje), green (śródziemnomorska , grubo liściasta roślinność) i light pink (magnolie) nie miałam gdzie naładować akumulatorów, wyczerpanych po szaroburej warszawskiej zimie.

Do czasu. Wystarczyło, że przekroczyłam progi targów… i znalazłam się w otoczeniu cudownych puszysto-miękkości we wręcz nierealnych, nierzeczywistych barwach. Norki, lisy, króliki i jenoty nie są już szare, beżowe, brązowe, czy czarne ale niebieskie, modre, żółte, pomarańczowe, fioletowe, ostro różowe, czy trawiastozielone. Niezwykłe. Pokochałam je od razu. I już wiedziałam, Polki też muszą je pokochać.

 

Na zewnątrz szaro, buro i leje deszcz…

 

… a wewnątrz królują bajeczne kolory.

Recommended Posts

No comment yet, add your voice below!


Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *